2:49 PM

Ulubieńcy września | GOLDEN ROSE, ZOEVA, FREEDOM, GLAMBRUSH, babskie seriale i zielony krem?!

Ulubieńcy września | GOLDEN ROSE, ZOEVA, FREEDOM, GLAMBRUSH, babskie seriale i zielony krem?!

2:49 PM

Ulubieńcy września | GOLDEN ROSE, ZOEVA, FREEDOM, GLAMBRUSH, babskie seriale i zielony krem?!

Hej

Powoli kończy się wrzesień, więc czas podsumować co najbardziej mi się spodobało w tym miesiącu i po co najchętniej sięgałam. Zapraszam do zapoznania się z moimi perełkami!


Zacznę od kosmetyku, którego używam ostatnio codziennie, czyli CC Cream Color Correcting Primer z Golden Rose. Jest to krem lub baza pod makijaż, który może być stosowany zarówno samodzielnie, jak i pod podkład. Ja wybrałam krem w kolorze zielonym w celu zamaskowania zaczerwienień i rozszerzonych naczynek. Ku mojemu zaskoczeniu, ten krem CC sprawdza się idealnie jako zamiennik kremu na dzień.
Przede wszystkim pielęgnuje cerę, nawilża, matuje, a co najlepsze, minimalizuje widoczność porów i wyrównuje koloryt skóry.


Na mojej skórze pojawiają pojedyncze wypryski, chociaż moja skóra ostatnio wygląda na prawdę dobrze (możliwe, że za sprawą tego kremu, mam wrażenie, że przebarwienia są rozjaśnione, a cera o wiele gładsza). Dzięki kosmetykowi z Golden Rose, nie potrzebuję nakładać podkładu, wystarczy zakryć większe zaczerwienienia korektorem, zamaskować cienie pod oczami, przypudrować twarz i uzyć bronzera (jest to konieczne, jeśli nie chcemy wyglądać blado, zielony pigment sprawia również, że nasza twarz wydaje się bledsza i możemy wyglądać nieco "trupio"). Na codzień podkreślam jeszcze brwi, podkręcam rzęsy zalotką, a na usta nakładam pomadkę i jestem gotowa do wyjścia. Taki minimalistyczny makijaż ostatnio bardzo do mnie przemawia i zaoszczędza czas.


Lewa strona twarzy na zdjęciu (a moja prawa w rzeczywistości) została pokryta kremem CC z Golden Rose.
Z bliska możecie zobaczyć, że po lewej stronie cera wydaje się bardziej jednolita, a pory są mniej widoczne.

W duecie z tym kremem na większe przebawienia używam korektora w kredce z Wibo. Odcień 1 jest już dla mnie nieco za ciemny i za beżowy, bo moja cera jesienią i zimą przybiera żółtego, jasnego koloru. Jednak kiedy używam podkładu, np. MAC Pro Longwear w odcieniu NC 25, ten korektor jest idealny. Wspominałam o tym kosmetyku już w kilku postach i narzekałam, że szybko się kończy. Niestety kredka jest bardzo miękka, trzeba ją często temperować i nie jest wydajna. Za to krycie, wygląd na skórze i fajny odcień rekompensują tę wadę.

Jeśli czytacie mojego bloga, wiecie doskonale, że uwielbiam cienie z Zoevy, a najbardziej paletkę Naturally Yours, którą używałam dosłownie przy każdym makijażu w tym miesiącu. Jeśli chcecie wiedzieć więcej na jej temat, odsyłam do tego posta.



Niezależnie od tego, czy wykonuje mniej, czy bardziej skomplikowany makijaż, używam jednego pędzla (nie lubię myć pędzli, więc staram się nie brudzić zbyt wielu, żeby robić to jak najrzadziej;)). Jest to Zoeva 225 Luxe Eye Blender. Idealnie miękki, puchaty pędzel, z białym włosiem, którym nałożymy cień na całą powiekę, zaznaczymy i pogłębimy załamanie powieki oraz przyciemnimy zewnętrzny kącik minimalnym wysiłkiem. Moje dzienne smokey tym pędzlem wykonuję w minutę i Wam też polecam wyposażyć się w jeden dobry pędzel, którym szybko zrobicie makijaż.


Kolejny pędzel, który wprawdzie przeznaczony jest do cieniowania, ale ja używam go do rozcierania korektora, to Glam Brush SS5.
Pędzel nie jest aż tak miękki jak Zoeva i nadaje się do bardziej precyzyjnego nakładania cieni (ja nie przepadam za nim do tego celu, trzeba się napracować, żeby nie zrobić sobie plamy). Jednak odkryłam, że świetnie sprawdza się przy punktowym rozcieraniu korektora na twarzy. Przede wszystkim nie zabiera produktu ze skóry, tylko delikatnie rozciera korektor, dzięki czemu mamy maksymalne krycie i naturalne wykończenie.


Kiedy już decyduję się na użycie podkładu, bardzo chętnie sięgam po pędzel marki e.l.f.. Dokładna jego nazwa to Powder Brush ale ja postanowiłam sprawdzić go do podkładu i byłam zaskoczona tym, że po pierwsze mogę nałożyć podkład bardzo szybko, a co najważniejsze na pędzlu zostaje minimalna ilość produktu. Ja zazwyczaj podkład nakładam na dłoń (bardzo często mieszam dwa odcienie ze sobą lub używam miksera z Nyx), a później pędzlem rozprowadzam podkład po twarzy. Okazuje się, że pędzel nie wchłania podkładu praktycznie wcale. Włosie jest miękkie ale nie super miękkie, jak w pędzlach do podkładu. Jest to bardzo zbity flat top, którym szybko rozprowadzicie podkład i osiągniecie duże krycie. Przez wiele lat używałam gąbeczek, ponieważ pędzle do podkładu tylko mnie irytowały. Trzeba było je często myć i wchłaniały dużą część produktu, przez co czułam, że marnuję podkład. Ten pędzel po użyciu jest nadal suchy i mogę nim przypudrować twarz, więc mam dwa w jednym:)


Aby pędzle posłużyły nam jak najdłużej, najlepiej jeśli nie będziemy ich zbyt często myć. Ja staram się to robić raz w tygodniu, ale codziennie wykonuję makijaż i nie chcę przenosić bakterii na skórę. O ile pędzle do oczu można sobie darować, to pędzle, które dotykają skóry twarzy wymagają regularnego odkażania. Do tego celu używam szamponu w sprayu z Freedom Makeup Pro Studio Brush Shower Anti Bacterial Brush Cleanser.
Jak go używam? Obficie spryskuję pędzel płynem i delikatnie pocieram włosiem o ręcznik papierowy. Dzięki temu mam psychiczny komfort, że moje pędzelki są pozbawione bakterii (w jakimś stopniu przynajmniej).


Poza kosmetycznymi odkryciami, ostatnio muszę przyznać, że wciągnęłam się w babski serial, do którego miałam duży dystans na początku.
Uwielbiam dobre kino i dobre seriale, ale czasem potrzebuję się totalnie wyluzować i wkręcić w lżejszą fabułę. Jeśli też szukacie takiej rozrywki to polecam Wam serial Hart of Dixie. Główna bohaterka, to grana przez Rachel Bilson, Zoe Hart, młoda nowojorska lekarka, której marzeniem jest podążać w ślady ojca, znanego i cenionego kardiochirurga. W dniu rozdania dyplomów, Zoe dostaje zaproszenie od tajemniczego, starszego człowieka, który chce, aby współpracowała z nim w małej rodzinnej przychodni, w miasteczku Blue Bell. Kiedy okazuje się, że Zoe nie dostała wymarzonego stażu w dziedzinie kardiochirurgii, zdesperowana wyjeżdża na południe, aby podjąć tam praktykę lekarską. Dowiaduje się na miejscu, że starzec niedawno zmarł i zostawia jej swój gabinet w spadku. Oczywiście lekarski wątek nie jest najważniejszy ale bohaterowie, którzy reprezentują tą bardziej więjską, południową część Stanów oraz wątki miłosne. Głownej bohaterce ciężko przywyknąć do zwyczajów małego miasteczka, do tego, że wszyscy wszystkich znają, a plotki rozchodzą się w tempie ekspresowym.

Ja uwielbiam ten serial za pokazanie tych różnic z przymrużeniem oka, za południowy akcent oraz specyficzny, kowbojski klimat i świetne dialogi. Właśnie kończę pierwszy sezon i jestem ciekawa, co będzie działo się dalej.



Kolejnym serialem, który polecam, szczególnie fankom Seksu w Wielkim Mieście, to Younger, który oglądam już od jakiegoś czasu, a właśnie skończyłam sezon 4. Główną bohaterką jest czterdziestoletnia Liza, która nie może znaleźć sobie pracy, ponieważ zajmowała się wychowywaniem córki i nie ma doświadczenia, a ze względu na wiek, nikt nie chce jej zatrudnić. Jej współlokatorka podsuwa jej pomysł, aby skłamała w CV wpisując, że ma 26 lat. Wszyscy, włącznie z nowo poznanym młodym mężczyzną dają się nabrać, a Liza, której wreszcie udaje się znaleźć idealną pracę w wydawnictwie, nie wyprowadza nikogo z błędu. Mocnym punktem serialu jest niebanalna fabuła i świetne dialogi, stworzone przez Darrena Stara, twórcę Seksu w Wielkim Mieście.



To już wszyscy moi ulubieńcy tego miesiąca. Mam nadzieję, że znaleźliście tu kilka inspiracji, w następnym poście pokażę Wam efekty ostatniej sesji zdjęciowej z piękną Wiktorią. W piątek pojawi się też kolejna muzyczna recenzja. Zachęcam do obserwacji mojego bloga oraz do komentowania posta:) Podzielcie się tym co Was ostatnio zauroczyło:)

11:32 AM

Pielęgnacja jesienna. Minimalizm kosmetyczny. Trądzik na plecach. Cera trądzikowa 30+

Pielęgnacja jesienna. Minimalizm kosmetyczny. Trądzik na plecach. Cera trądzikowa 30+

11:32 AM

Pielęgnacja jesienna. Minimalizm kosmetyczny. Trądzik na plecach. Cera trądzikowa 30+

Hej.

Dzisiaj mam dla Was wpis dotyczący mojego planu pielęgnacyjnego tej jesieni. Moje postanowienia w temacie skóry to przede wszystkim pozbycie się raz na zawsze przebarwień potrądzikowych i dogłębne nawilżenie skóry. Jeśli jesteście ciekawi jakich produktów będę używać w trakcie kuracji, to zapraszam do czytania!


Z cerą nie mam ostatnio większych problemów, moja pielęgnacja, o której pisałam w tym poście jest częściowo aktualna. Nadal używam serum z Biochemii Urody z dwuprocentowym retinolem. Jednak stosuję go na przemian z nowym serum z witaminą C ze Starej Mydlarni, które zakupiłam w drogerii Natura.


Serum jest na bazie olejku arganowego i bergamotkowego i nie nadaje się do bardzo tłustej skóry (według mnie), a na pewno nie jest dobry pod makijaż i w ciągu dnia, ponieważ natłuszcza skórę. Na początku nie byłam do niego przekonana, ale gdy tylko zrobiło się chłodniej, zaczęłam go używać na noc razem z serum retinolowym z BU. Poza dogłębnym nawilżeniem i natłuszczeniem cery, skóra po przebudzeniu wygląda promiennie, a przebarwienia z dnia na dzień stają się jaśniejsze. Do zakupu skłonił mnie przede wszystkim krótki skład, więc pomyślałam, że będzie to lepszy zamiennik serum z Bielendy, które tak bardzo lubię. Ceny mają porównywalne, działanie też, jednak przy serum z Bielendy skóra była bardziej lepka i ściągnięta, co mi się osobiście podobało i dawało większy komfort podczas stosowania w ciągu dnia i pod makijaż. Pewnie kiedy wykończę Starą Mydlarnie, wrócę do Bielendy:)

Na dzień nadal używam kremu z Evree pure neroli, który jest świetną bazą pod makijaż. (Również wspominałam o tym kremie w poście o pielęgnacji letniej). Kiedy nadejdą mrozy, na pewno powrócę do lekkiego kremu brzozowego lub rokitnikowego z Sylveco, póki co używam tylko ich kremu brzozowego z betuliną pod oczy i w okolice ust, gdzie skóra jest bardziej przesuszona.


Przez około 3 tygodnie używam żelu Mediq Skin plus, który kupiłam w celu pozbycia się ogromnych przebarwień na plecach i ramionach. Boję się używać tak mocnych produktów na twarz, więc póki co 2% retinolu z BU mi wystarcza. W tym produkcie mamy nie tylko czysty kwas retinowy (tretynoinę), ale również kwas glikolowy oraz klindamycinę. Skład tego żelu ma na celu stopniowe złuszczanie naskórka, odblokowanie porów, wygładzenie struktury skóry i ze względu na klindamycinę, żel przeciwdziała powstawaniu nowych stanów zapalnych.

Jestem przy trzecim tygodniu kuracji, a skóra moich pleców jest zaczerwieniona, podrażniona i swędzi. Przy pierwszym tygodniu nie zauważyłam żadnych zmian, przy drugim - najgorszym tygodniu, pojawił się wysyp. Wszystko jakby zaczęło wychodzić na wierzch i nie wyglądało to za ciekawie. Na szczęście bardzo szybko wypryski się zmniejszyły i nie wyskakują żadne nowe zmiany trądzikowe. Skóra zaczyna powoli się łuszczyć ale nie jest to widoczne, oprócz zaczerwienienia i podrażnienia. Kiedy dotknę powierzchni skóry, nie czuję żadnych nierówności, ani grudek.
Jestem póki co zadowolona z mojej kuracji, a co najlepsze, żel okazał się bardzo wydajny, a stosuję go codziennie wieczorem na całe plecy i ramiona. Stosujemy go tylko wieczorem i rano zmywamy go ze skóry (ja używam wody z mydłem o prostym składzie, np. Alterra).


Przyznam się bez bicia, że nie stosuję prawie żadnych balsamów do ciała, chociaż przy obecnym stanie mojej skóry, pewnie powinnam zacząć. Nie cierpię smarować się balsamami, wolę uczucie czystej skóry bez żadnych nieprzyjemnych warstw. Jeśli macie do polecenia jakiś delikatny balsam lub mleczko do ciała, który szybko się wchłania i nie pozostawia żadnej wyczuwalnej warstwy na skórze, dajcie znać w komentarzach:)


Mam nadzieję, że miło spędzacie ten deszczowy dzień. Ja niedługo szykuję się do pracy i na pewno użyję mojego ulubionego podkładu Giorgio Armani, który idealnie nadaje się do lekko przesuszonej kuracjami przeciwtrądzikowymi skóry. Jesienią, moim niezbędnikiem makijażowym jest również paletka Zoeva Cocoa Blend, gdzie znajdziecie ciepłe kolory, idealne na tę porę roku.


Jak wygląda Wasza pielęgnacja jesienią? Czy stosujecie retinol/kwasy? Chętnie poczytam komentarze:)

10:27 PM

Prosty makijaż do szkoły/pracy | Kosmetyki drogeryjne

Prosty makijaż do szkoły/pracy | Kosmetyki drogeryjne

10:27 PM

Prosty makijaż do szkoły/pracy | Kosmetyki drogeryjne

Hej!

Jeśli jeszcze nie śpicie w tą deszczową noc, zapraszam Was serdecznie do obejrzenia szybkiego tutorialu, w którym przedstawiam łatwą i tanią propozycję makijażową, która myślę, że sprawdzi się dla wielbicielek minimalizmu, prostoty i elegancji oraz będzie idealna dla nastolatki, która pragnie podkreślić urodę w subtelny sposób.
Taki make-up będzie przyjazny otoczeniu (np. nauczycielom;)) i nie będzie odciągał uwagi od tego co macie do powiedzenia podczas ważnej prezentacji, czy spotkania biznesowego. Tak uniwersalny makijaż możecie dostosować do własnych potrzeb oraz dobrać podobne kosmetyki z różnych półek cenowych. Ja zebrałam produkty, które możecie upolować w drogerii Rossmann, Natura, czy Hebe.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten tutorial i spróbujecie odtworzyć ten makijaż. Lista kosmetyków znajduje się w opisie filmu na youtube. Jak Wy malujecie się do szkoły i pracy? Chętnie poczytam Wasze komentarze.


10:28 AM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | ELSIANE - HYBRID

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | ELSIANE - HYBRID

10:28 AM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | ELSIANE - HYBRID

Hej

Dziękuję Wam za pozytywny odzew pod moimi ostatnimi postami, wiele z Was zajrzało również na mój kanał na youtubie i mój fanpage, za co jestem bardzo wdzięczna. Niedługo pojawi się post dotyczący jesiennej pielęgnacji skóry oraz post makijażowy prezentujący dzienny make-up kosmetykami łatwo dostępnymi (i tanimi!) w drogeriach. Tymczasem zapraszam Was na kolejną część muzycznego piątku:)

Pamiętam jak dziś rok 2008, jesień i drugi rok studiów anglistyki. Doskonale sobie przypominam te twarze, miejsca i tą ekscytującą niepewność jaka przychodzi z początkiem roku akademickiego.
Były też nowe dźwięki, nowe płyty, których nigdy nie zapomnę i które zawsze będą wysoko na mojej liście "top albumów życia". Jedym z nich jest płyta kanadyjskiego zespołu Elsiane - Hybrid.


Elsiane to zespół, o którym słyszeli chyba tylko fani Bjõrk, Portishead, Morcheeba czy Massive Attack, ponieważ Hybrid zalicza się do gatunku trip hop pomieszanego z chilloutem. Do tego niesamowity wokal, który albo się kocha albo nienawidzi.

Płyta utrzymana jest w klimacie melancholijnym, magicznym, a dźwięki, które tu słyszymy zostają z nami do końca życia. Utwory są przepięknie skomponowane - mamy tu elektroniczne bity połączone z uwodzącymi smyczkami. No i głos Elsieanne Caplette, który pewnie dla większości będzie czymś nie do zniesienia. Dla mnie to właśnie wokal jest głównym instrumentem na płycie. Możliwości głosowe utalentowanej wokalistki są godne podziwu i czasem ma się wrażenie, że to dźwięki zmodyfikowane komputerowo. Jednak wystarczy obejrzeć kilka piosenek śpiewanych na żywo, aby doznać szoku, że tak można na prawdę śpiewać.

Utwór Vaporous wraz z teledyskiem to czysta magia, a moment pod koniec utworu, gdzie wchodzą skrzypce porusza mnie za każdym razem.
Kolejny utwór Mend, to również coś nie z tej planety. Przede wszystkim możemy doświadczyć cudownych eksperymentów wokalnych. Ciężko uwierzyć, że przejście z tak wysokich dźwięków do tak niskich jest możliwe dla zwykłego śmiertelnika.
Accross the Stream to dalszy ciąg melancholijnej opowieści, po której mamy nieco weselszy utwór, Morphing.
Assemblage Point to akustyczny utwór bez wokalu, który jest piękny w swej prostocie i poprzedza, jedną z moich ulubionych (poza Vaporous i Mend) piosenek, czyli Prosaic. W tej kompozycji urzeka mnie przede wszystkim perkusja, która przywodzi na myśl momentami jakiś utwór jazzowy, oraz trąby w refrenie. W tym momencie na prawdę czuć ciarki po plecach:)
Od utworu Ecclesia, płyta przybiera mroczniejszy charakter. Ta piosenka bardzo przypomina mi klimaty z albumu Dummy Portishead.
Final Escape jest minimalistycznym utworem, w którym wokal wysuwa się na pierwszy plan, a w tle mamy wiolonczele, skrzypce i nieokreślone, mechaniczne dźwięki, przypominające stukot talerzy. Piosenka nie jest już tak spektakularna jak całość, aczkolwiek jej tekst bardzo do mnie przemawia i pasuje do myśli całego albumu.
In a Crisis to smyczkowe preludium do Paranoia - mocnego, intensywnego, mrocznego utworu, który również jest jednym z moich ulubionych. Opowiada o ciemnej stronie ludzkiego umysłu, a autorka zaprasza nas do tego świata. W tym utworze na uwagę zasługuje również nieoczywisty pochód perkusyjny i przepiękne smyczkowe zakończenie.
Utwór Hybrid jest kolejnym mocnym uderzeniem. Przez większą część mamy wokal przy delikatnym akompaniamencie smyczków, a co jakiś czas słychać mocne uderzenia w bęben, które zwiększają swoją częstotliwość i zwiastują intensywny koniec piosenki, a tym samym całego albumu.

Myślę, że album Hybrid jest rzadką perełką wśród olbrzymiego nakładu powielanych dźwięków, których nie zapamiętamy, i z którymi się nie utożsamimy. Ja mam duży sentyment do tej płyty, ponieważ słuchając jej stworzyłam kilka prac, które jeszcze dzisiaj są jednymi z ulubionych fotografii w moim portfolio. (np. to to lub to).

Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z tą płytą. Słuchajcie w nocy lub w mglisty, deszczowy dzień.

5:11 PM

Wrzosowy makijaż wieczorowy | GIORGIO ARMANI, FREEDOM, MIYO, AVON, KOBO, GOLDEN ROSE, NYX

Wrzosowy makijaż wieczorowy | GIORGIO ARMANI, FREEDOM, MIYO, AVON, KOBO, GOLDEN ROSE, NYX

5:11 PM

Wrzosowy makijaż wieczorowy | GIORGIO ARMANI, FREEDOM, MIYO, AVON, KOBO, GOLDEN ROSE, NYX

Hej,

Ostatnio miałam pracowite kilka dni. Niedawno nagrałam dwa tutoriale, przygotowałam dwa posty na bloga, w tym jeden pojawi się już jutro (muzyczny piątek). A dziś udało mi się przygotować video tutorial z makijażem w kolorach wrzosu - coś idealnego na wrzesień. Wykorzystałam technikę spotlight, czyli przyciemnione zewnętrzne i wewnętrzne kąciki oczu, oraz błyszczący akcent na środku powieki.


Jako bazy użyłam kredki Avon Super Shock w odcieniu Raw Plum w przepięknym śliwkowym, głębokim kolorze. Kredka jest miękka i idealnie się rozciera ale też szybko zasycha więc trzeba pracować z nią szybko.
Na to nałożyłam cień z Miyo - 16 Diva, czyli jasny fioletowy róż, który posłużył mi jako cień przejściowy. Następnie przyciemniłam kąciki odcieniem z Freedom Makeup Brights 228 - głębokim intensywnym fioletem o satynowym wykończeniu i aksamitnej konsystencji. Cień rozcierał się idealnie, a ułatwił to pędzelek Zoeva 225.
Dodatkowo pogłębiłam cieniowanie czarnym, matowym cieniem z paletki Zoeva Naturally yours, Timeless Chic i użyłam pędzelka MBrush 07.

Na środek powieki nałożyłam na klej do cieni Glam glue, sypki pigment z Kobo w odcieniu Sea Shell, którego perłowe różowo złote drobinki idealnie komponują się z fioletem. Ten cień nałożyłam również w sam wewnętrzny kącik w cely rozświetlenia.

Makijaż dopełniają usta utrzymane w tonacji wrzosowej. Konturówka Golden Rose 520 oraz Nyx Soft Matte Lip Cream w odcieniu Prague, stanowią idealną i przede wszystkim trwałą kombinację kolorystyczną.

Pełną listę kosmetyków możecie zobaczyć pod filmikiem na youtubie.


Zachęcam do subskrypcji kanału:)

3:21 PM

Czerwień idealna. Moja kolekcja czerwonych szminek. | GOLDEN ROSE, RIMMEL, LILY LOLO, BOURJOIS, ESSENCE

Czerwień idealna. Moja kolekcja czerwonych szminek. | GOLDEN ROSE, RIMMEL, LILY LOLO, BOURJOIS, ESSENCE

3:21 PM

Czerwień idealna. Moja kolekcja czerwonych szminek. | GOLDEN ROSE, RIMMEL, LILY LOLO, BOURJOIS, ESSENCE

Hej

Zbliża się idealna pora na ciemny makijaż ust. W sezonie jesienno-zimowym chętnie sięgam po ciemniejsze pomadki, a najczęściej jest to właśnie czerwień, która idealnie pasuje do mojego codziennego stroju, czyli białej koszuli i czarnych spodni/spódnicy.

Dzisiaj przygotowałam dla Was nie tylko mocną propozycję makijażową na wieczór, ale również zestawienie moich czerwonych pomadek, o różnych wykończeniach, różnych stopniach krycia, a także, w różnych odcieniach. Jeśli jesteście ciekawe moich ulubionych szminek w tym szlachetnym kolorze, to zapraszam do przeczytania posta!


Na początek przedstawię Wam mojego ulubieńca, czyli matową pomadkę w płynie od Golden Rose w odcieniu 09.


Przede wszystkim wyróżnia ją trwałość i odcień - klasyczna, hollywódzka czerwień. Idealna na wielkie wyjścia. Odcień nie jest ani za ciepły, ani za zimny, jest to coś pośredniego i mimo, że na pierwszy rzut oka wpada w bardziej pomarańczowy ton czerwieni, to nie sprawia, że nasze zęby stają się bardziej żółte niż są w rzeczywistości.



Pomadka jest niezwykle trwała, przy czym nie wysusza ust i jest bardzo komfortowa. Piękny zapach i wygodny aplikator ułatwiają nakładanie, a ja do pomocy używam jeszcze konturówki z GR z serii Classics. Niestety nie znalazłam na stronie tego konkretnego odcienia, a konturówkę mam już tak długo, że wszystkie napisy się pościerały.


Czerwoną pomadkę zestawiłam z kocim makijażem oka. Wykorzystałam tu czarną kredkę Mark z Avonu na którą nałożyłam cień Glam Shadows Perskie Oko - duochromowy oliwkowy cień mieniący się na stare złoto i rubinowo. Nałożony na czarną bazę przybrał zupełnie innego wymiaru, co możecie zobaczyć na zdjęciach. Wewnętrzne kąciki rozświetliłam złotym perłowym cieniem, a na dolną część wewnętrznych kącików nałożyłam matowy jasnobeżowy cień (paletka Zoeva Naturally Yours). Rzęsy, które robią taki spektakularny efekt zakupiłam dawno temu na ebayu:)

A teraz przejdźmy do mojej skromnej kolekcji czerwonych szminek.



Moje zestawienie zacznę od pomadek o tym samym wykończeniu, czyli od matów.
Równie trwałą pomadką, co ta z GR, jest płynna szminka Rouge Edition Velvet firmy Bourjois. Czerwień ta w porównaniu z GR jest wyraźnie bardziej strażacka, wpadająca w pomarańcz, co też stawia w złym świetle nasze uzębienie i podbija żółte tony. Minusem jest również rzadka konsystencja, która nie zapewnia idealnego krycia za pierwszym pociągnięciem (zauważyłam, że każdy kolor z serii Rouge Edition Velvet różni się od siebie w konsystencji i kryciu).

Jeśli chcecie zminimalizować nieco efekt żółtych zębów, wybierzcie matową pomadkę z Golden Rose, w sztyfcie o numerze 25, która jest perfekcyjną, spaloną czerwienią, pasującą idealnie brunetkom o oliwkowej karnacji, a także blondynkom o ciepłej karnacji. Pomadka jest bardzo trwała, ma matowo-satynowe wykończenie i tak samo jak płynna koleżanka z GR, jest niezwykle komfortowa na ustach.

Kolejną, tym razem pół matową czerwienią, która jest idealnym odpowiednikiem mojego ulubieńca, jest Rimmel Lasting Finish w odcieniu Alarm. Pomadka trwałością dorównuje GR Velvet Matte 25. Odcień to znowu, nie za chłodna, nie za ciepła czerwień, chociaż ja wyczuwam w niej niebieskawe tony. Kolor będzie pasował wszystkim typom urody. Muszę wspomnieć również o przyjemnym, waniliowym zapachu i satynowej konsystencji:)


Przejdę teraz do pomadek o błyszczącym wykończeniu, które będą idealne dla posiadaczek wiecznie spierzchniętych ust, lub dla kobiet, które preferują jedynie lekką warstwę koloru wklepaną delikatnie w usta palcem. Ja sama też często wybieram taki wariant, kiedy nie mam czasu na perfekcyjnie wyrysowany kontur ust, lub jeśli chcę uzyskać subtelniejszy efekt. Taką opcję często wybieram wiosną, kiedy to stawiam na świeży, delikatny wygląd.

Pierwsza pomadka to Lily Lolo w odcieniu French Flirt. O tej pomadce pisałam już w poście o makijażu mineralnym. Kolor to neutralna, malinowa czerwień, a pomadka ma bardzo kremowe, błyszczykowe wykończenie. Nawilża usta i schodzi w miarę równomiernie w ciągu dnia. Bardzo ją lubię i noszę ją często.

Kolejna szminka z Golden Rose Sheer Shine 28, to niespodzianka dołączona w gratisie do jakiegoś zamówienia. Myślałam, że nie będę używać tej pomadki, ponieważ posiada najsłabszą pigmentację z pokazanych tu pomadek. Jednak kiedy nałożyłam ją na usta, nie tylko podkreśliła ich naturalny kolor w bardzo subtelny sposób, ale również zapewniła mi nawilżenie i komfort oraz wygładzenie. Pomadka ma SPF 25 i to chyba jedyna czerwień jaką posiadam, którą mogę nałożyć bez użycia lusterka:)

Ostatnią propozycją, po którą sięgam najrzadziej, jest pół satynowa, pół matowa pomadka z Essence, której odcień to spalona czerwień przełamana brązem. Odcień to 04 On the Catwalk. Nie jest przede wszystkim trwała i nie schodzi równomiernie, tak jak pozostałe szminki ale przepiękny odcień rekompensuje te wady, dlatego umieszczam ją w moim zestawieniu.

Koniecznie dajcie znać, jakie są Wasze ulubione czerwone pomadki i po co najczęściej sięgacie w sezonie jesiennym, jeśli chodzi o makijaż ust.

Jestem też ciekawa, jak podoba Wam się tak mocny makijaż. Czy zdecydowałybyście się na takie połączenie? Chętnie poczytam Wasze komentarze:)


Copyright © EPHEMERIC BEAUTY , Blogger